Czytelnicy „Wysp Naftalinowych” i „Wysp Paprykarzowych” pamiętają zapewne główną bohaterkę powieści. Jest nią Aneta, dziewczyna o barwnej osobowości, która posiada chroniczną przypadłość zwaną nadpobudliwością psychoruchową, ciągnącą się za nią od urodzenia, i która skutkuje nieumyślnym pakowaniem się w dziwne historie i wywoływaniem zamieszania. W pierwszych częściach powieści poznawaliśmy Anetę od dziecięcych czasów po pogranicze dorosłości, kiedy ta niedoszła „piguła” ze studium medycznego wybiera się na egzaminy wstępne do wrocławskiej Akademii Muzycznej.

Stęsknieni za nietypowymi przygodami bohaterki, zapewne z radością sięgną po ostatnią część tryptyku Anety Skarżyński – „Wyspy pieprzowe”. Opisuje ona życie Anety we Wrocławiu od momentu egzaminów na uczelnię, które zresztą pomyślnie zdaje. I właściwie od samego początku, do przyszłej śpiewaczki operowej lgną dziwne, najczęściej zabawne historie. We Wrocku okazało się, że nie ma gdzie nocować, jednak dzięki dobrym ludziom, których spotyka(bo do tego Aneta też ma talent), udaje jej się zahaczyć na nocleg w klasztorze. Ale Aneta nie byłaby sobą, gdyby czegoś nie zmajstrowała.

Łazienka wygląda całkiem przyzwoicie. Ciepła woda, wanna, umywalka – ekstra! No, hop pod prysznic! Ale zaraz, a ręcznik? W pokoju! Gdzie ta moja pamięć? Trzeba po niego wrócić. Co ta skleroza z człowiekiem wyczynia? Tylko czy uchodzi po tak świętym miejscu dygać na nagusa? A co tam, przecież i tak nikogo tu nie ma.

– Aaaaaaaa! – do moich uszu dociera krótki wrzask.

Mężczyzna?? Odwracam głowę i oczom nie wierzę! W futrynie drzwi sąsiadujących z łazienką, nieruchomo stoi mężczyzna w czarnym habicie z białą koloratką. Ksiądz??

-Aaaaaaaaaaaaaaaaaa!

Skąd on tu?? Mam zwidy??? Nie, to realna postać! Co robić? Schować się! Tak! Chodu!! Do pokoju!!!

Na szczęście obyło się bez egzorcyzmówJ

Wyspy pieprzowe” to gwarancja dobrej zabawy połączonej czasami z pogłębioną refleksją na temat kondycji ówczesnego świata i środowisk, z którymi bohaterce przyszło się spotkać.

Szczerze polecam.