Niepokój − początkowo mała szpileczka wbita prosto w mój mózg − z minuty na minutę tak napęczniała i się rozrosła, że po kilku godzinach czułem, że w mojej głowie noszę wielki, uwierający mnie gwóźdź. Wszystko mnie uciskało, przeszkadzało mi, napawało lękiem i przerażeniem. Było albo za duże i za czarne, albo tak małe, że wydawało mi się, że za moment zostanę przez to zgnieciony. Nigdzie nie mogłem zaznać spokoju, bo z każdej, nawet najmniejszej, dziury wyzierał ON. Tak samo było tego dnia. Biegałem po mieszkaniu z kąta w kąt bez żadnego konkretnego celu. Co tylko wziąłem do ręki, od razu odkładałem z lękiem z powrotem na swoje miejsce. Nie po raz pierwszy w swoim mieszkaniu czułem się wyjątkowo obco i podle. W łazience zrobiłem tylko głupią minę do lustra i szybko stamtąd uciekłem do kuchni. Tam było nie lepiej. Poprzekładałem kilka talerzy i garnków z miejsca na miejsce, jakby to miało mnie uspokoić i zająć na dłużej, ale ledwo to skończyłem robić, lęk zaatakował mnie z jeszcze większą siłą. „Najlepiej będzie, jak wyjadę z domu, przejdę się gdzieś albo może wstąpię do jakieś kawiarni. To na pewno poprawi mi humor”. Ledwo o tym pomyślałem, a już znalazłem się w przedpokoju, patrząc na stojące w nieładzie buty. Ubrałem się szybko i bez zbędnych ceregieli. Z domu wyszedłem tylko po to, żeby wyjść, nie bardzo wiedząc, dokąd mam iść i co dalej ze sobą zrobić. Na początku skierowałem swoje kroki do parku. Pokręciłem się po nim trochę, ale nic mnie tam nie zainteresowało, nic nie przykuło mojej uwagi, więc szybko go opuściłem. Na jedną z pobliskich ulic dotarłem szybkim, morderczym marszem. Taki marsz zawsze mi w takich sytuacjach pomagał, uspakajając mnie i kojąc nerwy. Jednak dzisiaj było inaczej. Gdy tylko dotarłem na ulicę i trochę ochłonąłem, ponownie poczułem buzujący i kipiący w środku niepokój. „Spróbuję odnaleźć spokój w supermarkecie” − pomyślałem, gdy stanąłem tuż przed drzwiami wejściowymi do jednego z nich. „Ogromny budynek pełen towarów i ludzi odwróci moją uwagę ode mnie samego”. Zanim jednak zdążyłem to dobrze przemyśleć, już byłem w środku i spacerowałem pomiędzy stoiskami, przesuwając niewidzący wzrok wzdłuż długich, równo ułożonych półek z towarami. Ludzi w środku było niewielu.

300x250_swir_14062012

Pojedyncze starsze osoby robiące codzienne, nudne i rutynowe zakupy spacerowały leniwie po sklepie. Przechodziłem szybkim, nerwowym krokiem pomiędzy regałami tam i z powrotem. Nagle gdzieś na końcu jeden z alejek dostrzegłem coś, co mnie po raz pierwszy w tym dniu zainteresowało. Przyśpieszyłem kroku, rozglądając się po półkach i udając zainteresowanie wyłożonym tam towarem. Przede mną stała młoda, zgrabna dziewczyna. Przystanąwszy w odległości paru metrów od niej, widziałem ją przed sobą w całej krasie. Stała odwrócona do mnie tyłem, czytając coś z dużym zainteresowaniem. Trzymała w ręce jeden z produktów kosmetycznych z półki tuż przed nią. Przyjrzałem się jej bliżej. Była to wysoka, zgrabna brunetka o długich, kręconych włosach, w butach na wysokiej szpilce i sięgającej do kolan mini spódniczce w kolorze wiśni, która wyjątkowo ładnie komponowała się z jej białą, gładką bluzką, lekko opadającą falbanką na jej spódniczkę. Nogi miała sprężyste, dobrze umięśnione, proporcjonalne i kształtne, wyjątkowo gładko ogolone, o czym mogłem się przekonać, lustrując ją z bardzo bliskiej odległości. „Niezła!” − pomyślałem, gdy się jej bliżej przyjrzałem, a myśl ta była podszyta wyjątkowym jak na mój poprzedni stan podekscytowaniem. Za wszelką cenę postanowiłem zobaczyć ją z przodu. Udając zainteresowanie towarem na półce przed nią, zgrabnie ją wyminąłem, rzucając w jej kierunku kilka wyjątkowo krótkich i ukradkowych spojrzeń. „Oj!” − aż jęknąłem. Przyznam szczerze, że jeszcze lepiej się prezentowała z przodu niż z tyłu. Ładna buźka z lekkim makijażem, wcięcie w talii i wyjątkowo płaski brzuch robiły wrażenie. A do tego jej piersi. Piękne, kształtne i wyjątkowo obfite, upiększone prześwitującym przez białą bluzkę koronkowym stanikiem aż kusiły, żeby na nie spojrzeć, zwłaszcza że ich mały fragment wyglądał ukradkiem z głębokiego dekoltu. To było coś! Nie mogłem od nich oczu oderwać. Ale widocznie mój wzrok był zbyt nachalny, bo nagle dziewczyna przestała się przyglądać opakowaniu i spojrzała na mnie. Zobaczyłem śliczne, kasztanowe oczęta, które z zaciekawieniem zerkały w moim kierunku, a nad nimi unosiły się jak dwa napięte łuki, czarne jak sadza, podkręcone do góry brwi. Nasze spojrzenia na moment się spotkały, po czym uśmiechając się do niej dyskretnie, odwróciłem się płynnie na pięcie i szybko oddaliłem się w głąb alejki. Idąc, starałem się iść prosto, sprężyście, ściskając najmocniej, jak tylko mogłem, pośladki. Wiedziałem, że na mnie patrzy, więc chciałem nadać swojej postaci jak największy luz i swobodę. Nie wiem, czy mi się to udało, bo zawsze, kiedy to robię, wychodzi to sztucznie i nienaturalnie, zwłaszcza że od tego dziwnego i wymuszonego marszu poczułem nagle ostry ból pośladków i łydek. Gdy doszedłem do końca alejki, nagle skręciłem w bok i szybko zacząłem iść w przeciwnym kierunku. „Pewnie znowu zrobiłem z siebie idiotę” − pomyślałem, biegnąc na początek alejki i rozcierając po drodze obolałe łydki. Gdy wreszcie dotarłem do jej końca, zza rogu wychyliłem lekko głowę, obserwując, co robi moja nowo poznana znajoma. Doznałem małego rozczarowania, kiedy stwierdziłem, że nie ma jej już na poprzednim miejscu. Zacząłem jej szukać. Po chwili mój rozbiegany wzrok wyłowił ją, jak zbliżała się w kierunku kasy. Nie było na co czekać, puściłem się za nią pędem, żeby nie stracić jej z oczu. Dogoniłem ją przy kasach. Stanąłem obok, w kolejce do sąsiedniej kasy, żeby móc ją lepiej obserwować. To wszystko przypominało polowanie na grubego zwierza, czułem się odprężony i wyjątkowo rześki. Gdy skończyła płacić i odeszła od kasy, nie spuszczając jej z oczu, odepchnąłem jedną z osób stojących przede mną i pomimo jej protestów zapłaciłem za gumę do żucia − jedyny produkt, jaki udało mi się złapać po drodze. Potem rzuciłem się w pogoń za moją znajomą. Zauważyłem, że idzie w kierunku jednej z kawiarni na końcu marketu. Przyśpieszyłem kroku, żeby się do niej zbliżyć. Na szczęście w kawiarni było pustawo i było dosyć dużo wolnych miejsc. Gdy usiadła przy jednym ze stolików, szybko usiadłem tuż za nią. Tak się szczęśliwie złożyło, że pomiędzy jej krzesłem a moim stało tylko małe sztuczne drzewko, które umożliwiało mi obserwowanie jej, samemu będąc niezauważonym. Podczas gdy ona siedziała tyłem do mnie, nie widząc mnie, ja mogłem obserwować ją bez żadnych ograniczeń. Odwróciłem swojej krzesło w jej kierunku i usiadłem przodem do jej stolika. Byłem tak rozemocjonowany tą nową sytuacją, że wydawało mi się, że zaraz zacznę śpiewać. Oto moja piękna nieznajoma siedziała obok mnie na wyciągnięcie ręki, nic o tym nie wiedząc. Zamknąłem oczy i wciągałem nosem jej cudowny zapach. Pachniała delikatnym, różanym zapachem. Zacząłem marzyć, a wraz z przesuwającymi się w mojej głowie obrazami moje serce łomotało mi w piersiach coraz głośniej. Z tego rozmarzenia wyrwał mnie jej ciepły, niski głos. Rozmawiała z kimś przez komórkę. Po pierwszych zdaniach zorientowałem się, że z koleżanką. Rozmawiały o czymś, co mnie mało interesowało, o jakichś płynach do kąpieli, kremach do twarzy i jeszcze o czymś, czego już nie udało mi się usłyszeć. Skupiłem się na jej głosie. Miękki, wibrujący ton lepił się do mnie, wywołując na całym ciele dreszcze. Znów zamknąłem oczy, wsłuchując się w melodię jej słów, jakbym słuchał szczebiotania pięknego, kolorowego ptaszka. Wtedy usłyszałem lekkie skrzypnięcie krzesła. Wystraszony szybko otworzyłem oczy, przechylając się lekko w bok, żeby zobaczyć, skąd dochodził ten dźwięk. Sprawa wyjaśniła się od razu. To ona założyła jedną nogę na drugą, wywołując tym samym całe to zamieszanie. Szczęśliwie dla mnie miałem teraz nowy obiekt gorączkowych obserwacji. Gapiłem się na jej smukłe, długie nogi jak zahipnotyzowany, pożerając je oczami. Nagle jakiś mały, czarny punkt mignął mi na jej białych plecach. Spojrzałem w tym kierunku i zauważyłem pajączka, który zrobił kilka niezgrabnych i niezdecydowanych ruchów na jej bluzce. „Takiemu to dobrze!” − pomyślałem. Pajączek był naprawdę mały, tak mały, że dopiero po dłuższej chwili zauważyłem jego delikatne nóżki. Właśnie się zatrzymał i dwie z nich ocierał jedna o drugą z dużym zapałem i zadowoleniem. „Wcale mu się nie dziwię, ja też bym w takiej sytuacji tarł nogi z zachwytu” − pomyślałem jakoś wyjątkowo podniecony tym, co zobaczyłem. Ale pajączek widocznie zrozumiał, że nie warto tracić czasu na tarcie kończyn, zwłaszcza gdy się siedzi na czymś tak wyjątkowym jak bluzka mojej sąsiadki, bo trochę niezdecydowany na początku ruszył wreszcie przed siebie. Zrobił kilka kroków w lewą stronę, ale widocznie biel gładkiej bluzki, która rozlewała się przed nim na niewyobrażalnej przestrzeni, nie za bardzo go interesowała, bo nagle postanowił ruszyć w przeciwnym kierunku. „Ten to ma nochala!” − pomyślałem, kiedy pajączek zaczął się wspinać na wyraźnie wypiętrzające się spod białej bluzki zapięcia biustonosza. Pokręcił się tam trochę, jakby szukał możliwości dobrania się do to monstrualnej z jego perspektywy konstrukcji. Ale był za mały i jego ruchy były niezgrabne i mało skoordynowane. Nagle poczułem z tym małym pajączkiem jakąś dziwną, dziką, samczą więź. „No dalej, mały! Próbuj! Może ci się uda, może się do niej dobierzesz!” − dopingowałem go w myślach, on jednak nagle zrezygnował z dalszych prób i robiąc obrót wokół własnej osi, ruszył w dół, jakby tam nagle dostrzegł nową, nieodkrytą do tej pory okazję. Szedł pewnie i równo, zmierzając w kierunku jednej z falbanek, która − nie wiadomo dlaczego − zahaczyła się o róg spódniczki, odsłaniając mały, ale za to nader interesujący fragment jej ciała, z cienkim, ledwo widocznym, czerwony paskiem jej majteczek. To było coś. Byłem wdzięczny pajączkowi za to odkrycie. Mały fragment białej, miękkiej i cieplutkiej skóry i czerwony pasek majteczek, który zobaczyłem, doprowadziły mnie od razu do ekstazy. Trząsłem się i drżałem na całym ciele, a w moje skronie uderzały raz za razem gorące fale niespokojnej krwi. Wtopiłem w to miejsce swój gorący, pożądliwy wzrok, wskazując tym samym kierunek i cel mojemu małemu przyjacielowi. Ale nie musiałem tego robić, bo on kroczył już równo i pewne w to właśnie miejsce. Nagle zapragnąłem chociaż przez moment być tym małym i niewinnym stworzeniem. Oddałbym wszystko, żeby móc wraz z nim dotknąć tego ciała, czuć jego zapach, smak, żeby móc je polizać i miętolić każdą z tych sześciu pajęczych nóg. Odruchowo zacząłem przebierać w powietrzu rękami i nogami, jakbym nagle zamienił się w pająka, który niebezpiecznie blisko zbliżał się do mojej pięknej sąsiadki. Szczęśliwie dla mnie, zupełnie niezdającej sobie sprawy z tego, co się wokół niej dzieje. Kroczek za kroczkiem szedłem wraz moim małym pajączkiem. Szedłem z nim równo, stawiając każdą z sześciu nóg na miękkim i puszystym podkładzie białego materiału, czując pod nim tętniące i tryskające życiem, piękne ciało. A ona najspokojniej w świecie siedziała i rozmawiała dalej przez telefon. Nie mogłem się powstrzymać, żeby moja ręka, omijając dyskretnie liście sztucznego krzaczka, nie zbliżała się przynajmniej na moment do miejsca, w którym właśnie znajdował się pajączek. Z każdym jego kroczkiem czułem, jak rośnie we mnie napięcie. W skroniach dudniło mi, jakby ktoś w mojej głowie rytmicznie walił w bęben, a na czole pojawiły się pierwsze krople potu. „No dalej, szybciej!” − zachęcałem mojego małego przyjaciela do dalszego marszu. „No, pokaż jej, jakim jesteś sprawnym samcem!” − dodawałem mu animuszu, sam nakręcając się niemiłosiernie. Gdy pajączek był już tylko kilkanaście małych kroczków od miejsca, gdzie bufiasta falbanka odsłaniała fragment kuszącego ciała, zawahał się na moment, jakby przygotowywał się na to, co może go spotkać po drugiej stronie. „Hej! Co z tobą? Dalej, naprzód! Teraz, gdy jesteś tak blisko celu, nie możesz stchórzyć!” − zawyłem wewnętrznym, pełnym rozpaczy głosem. Pajączek jakby mnie usłyszał. Przystąpił z nogi na nogę i ostrożnie zaczął się wspinać na wystający fałd bluzki. „Dzielny mały, nie boi się przeszkód. Moja krew!” − pomyślałem ucieszony tym, co zobaczyłem. Pajączek właśnie dochodził do krawędzi falbanki, gdy znów na moment się zatrzymał. „No, śmiało! Na co czekasz? Nad czym się znów zastanawiasz? Tuż za tą górą czekają na ciebie tylko rozkosz, przyjemność i szaleństwo! No, już, skacz wprost w te cudowne odmęty rozkoszy!” − zachęcałem go, jak tylko mogłem, do tego, o czym sam od kilkunastu minut marzyłem. Ale on nagle pomachał tylko przednimi łapkami w powietrzu, odwrócił się i zaczął w przyśpieszonym tempie uciekać w górę bluzki. Zamurowało mnie. Zaniemówiłem, struchlałem, znieruchomiałem. Wszystko, o czym do tej pory marzyłem, czego pragnąłem, za czym tak tęskniłem, nagle prysło, rozpłynęło się pod wpływem jakiegoś dla mnie niezrozumiałego impulsu, który nakazał temu małemu, tchórzliwemu stworzeniu zawrócić. W środku na moment poczułem przygnębiającą, ogromną pustkę, którą − nie wiadomo dlaczego − nagle zaczęła się wypełniać ogromną, wzbierającą falą namiętności, pochłaniając wszystko, co stanęło na jej drodze. Nie byłem już sobą i sam nie bardzo, wiedziałem kim jestem i co zamierzam zrobić. Zerwałem się z krzesła, rzuciłem na plecy mojej sąsiadki, próbując złapać małego intruza. A ponieważ nie było to łatwe, postanowiłem w końcu zagarnąć go, przesuwając ręką po jej plecach z góry na dół i z powrotem, żeby go nawrócić na właściwy tor. Dziewczyna nagle zerwała się z krzesła jak oparzona, nie bardzo wiedząc, co się wokół niej dzieje, a telefon wypadł jej z ręki i roztrzaskał się o podłogę. Była w szoku. Obracając się, próbowała za wszelką cenę zrzucić mnie ze swoich pleców. Stawiając jej opór i dalej próbując przesunąć małego pajączka, dokonywałem cudów cyrkowej akrobacji. Żeby ułatwić sobie trochę zadanie, jedną ręką objąłem ją i przytrzymałem najmocniej, jak tylko mogłem (było to niezbędne, bo wierzgała i szarpała się niemiłosiernie), a drugą ręką dalej jeździłem po jej plecach w poszukiwaniu mojego małego przyjaciela. Ona wrzeszczała wniebogłosy, ale to na mnie nie robiło żadnego wrażenia. Wreszcie (tak przynajmniej mi się wtedy wydawało) udało mi się złapać pajączka i nie tracąc ani sekundy, próbowałem za wszelką cenę włożyć go pomiędzy jej bluzkę a spódniczkę. Nie wiem, czy mi się to udało, bo nagle cały świat zawirował mi przed oczami i w jednym momencie rozpłynął się w cichej i miękkiej mgle. Gdy się ocknąłem, siedziałem na krześle z rękami skrępowanymi z tyłu. Bolały mnie kark i głowa oraz w kilku miejscach ręce i nogi. Przede mną stało dwóch rosłych facetów przyglądających mi się z zaciekawieniem. Gdy zauważyli, że się ocknąłem, jeden z nich podszedł do mnie i zaczął coś do mnie mówić. Niewiele z tego zrozumiałem, ale udało mi się wywnioskować, że był policjantem i pytał mnie, jak się nazywam. Pomimo okropnego bólu głowy, coś zaczynałem sobie przypominać: dziewczyna, kawiarnia, pajączek. „Tak, pajączek, pamiętam go dobrze!” − olśniło mnie w jednym momencie. Błysk życia pojawił się w moich oczach. Podniosłem hardo głowę do góry i spojrzałem odważnie w oczy pochylonemu tuż nade mną policjantowi. „Co z pajączkiem? Czy mu się udało?” − zapytałem z przejęciem.