Przez drogę Tomasza Króla przewijają się anioły i demony, ostrzeżenia i sugestie, wspomnienia i oniryczne ułudy. On jednak długo pozostaje głuchy i ślepy, bowiem interesuje go tylko koniec. Koniec tego, czego podjął się, nie wiedząc czemu, z polecenia przyjaciela, Jacka, którego zna nie wiedząc skąd. Ambicja i determinacja same w sobie nie są rzeczami złymi, jednak rzecz komplikuje się, jeśli cała energia życiowa – jak to ma miejsce w przypadku głównego bohatera – skupiona jest wokół tego, aby zlikwidować określoną liczbę niepowiązanych ze sobą żadną drogą osób. Będąc już niemalże na mecie czterdziestoczterostopniowej drogi w dół, Tomasz coraz rzadziej pyta samego siebie: „co stanie się, kiedy skończę?”, a zaczyna zadawać pytanie o funkcję: „po co?” Analogicznie do tej zmiany punktu ciężkości, ów przyjaciel – Jacek – staje się coraz bardziej sfrustrowany i zdeterminowany, aby Król doprowadził wszystko do końca. Co będzie miał z tego pilnujący listy i stróżujący zadaniu Morawiecki? A co to przyniesie Królowi, który sam nawet nie wie, w czyich rękach pełni rolę narzędzia? Zachęcam do przeczytania książki Daniela Hurlaka – 44 dni