W myśl powszechnie znanego przysłowia każdy z nas jest kowalem własnego losu. To właśnie my (nikt inny) odpowiadamy za nasze życie, za nasze rodziny, za ogólny kierunek, w którym zmierza nasze życie. Wszystko to byłoby bardzo proste gdyby, na co dzień trzeba się było skupić tylko na takich właśnie – przyszłościowych – dążeniach. Co jednak, jeśli hamuje nas w tym wszystkim konieczność walki o samego siebie? Co jeśli całą naszą energię zmuszeni jesteśmy ulokować nie na działaniach związanych z przyszłością, ale na tym, aby nie osunąć się tu i teraz w otchłań?

Poczuj powiew pozytywnej energiihttp://www.psychoskok.pl/aktualnosci/ksiazki-dodajace-pozytywnej-energii-na-wiosne/

Wiele rzeczy i spraw może nas hamować, wyniszczać; odbierać nam radość życia. Przez mnóstwo spraw możemy cierpieć – i to w sposób, który nie pozwala nam normalnie żyć. Czymś takim mogą być uzależnienia, destrukcyjne nałogi, czy też (niezawinione przez nas) problemy z samym sobą. Co należy wtedy zrobić? W jaki sposób nie złożyć broni i się tej destrukcji nie poddać? Jak wyplątać się z krępujących nas mentalnie łańcuchów i skutecznie zawalczyć o samego siebie oraz o swoje życie?

Interesujące książki o uzależnieniach http://www.psychoskok.pl/aktualnosci/ksiazki-o-uzaleznieniach/

Pierwszym i najważniejszym krokiem na drodze do uratowania swego „ja” jest na pewno w takich sytuacjach uczciwy rachunek sumienia. Na początku tej trudnej drogi w dobrą stronę musi pojawić się postawienie sprawy w jasny sposób i uczciwe przyznanie tego, że w naszym życiu istnieje problem. To pierwszy krok w kierunku wyjścia na prostą – krok szalenie wydawałoby się trudny, ale (paradoksalnie) najłatwiejszy z wszystkich tych, które mamy do zrobienia.

Bardzo obrazowo i sugestywnie problem walki o samego siebie oraz wychodzenia na prostą przedstawiła Monika Jagodzińska w książce zatytułowanej „Uzależniony. Moja droga do trzeźwości”. Główny bohater książki, Adam, wrócił znad krawędzi własnej zagłady; odbył on – dosłownie i w przenośni – drogę z piekła do nieba.

Uzależniony. Moja droga do trzeźwości – http://www.psychoskok.pl/produkt/uzalezniony-droga-do-trzezwosci/

Adama poznajemy w chwili, gdy jego życie wróciło już jakiś czas temu na dobre tory; jest szczęśliwie zakochany, oczekuje właśnie na rozpoczęcie ceremonii zaślubin. Dla Adama chwila ta jest okazją do wspomnień i do snucia refleksji na temat nie tak bardzo odległej przeszłości, w której od przepaści dzielił go dosłownie jeden krok. Przeszłość ta była, delikatnie mówiąc, trudna… Narkotyki, dopalacze, alkohol – to była codzienność Adama. Wpierw brał je okazjonalnie, niedługo potem miało to jednak miejsce coraz częściej, aż stało się to właściwą treścią jego życia. Uzależnienie przysłoniło wszystko inne: rodzinę, pracę, zdrowie, jedzenie, spanie… Liczyło się tylko wzięcie kolejnej działki. A także to, skąd zdobyć na nią pieniądze – Adam wielokrotnie robił rzeczy, które z przestrzeganiem prawa nie miały nic wspólnego…

Patrząc na swoje życie, odczuwałem wstyd, złość i żal jednocześnie. „Boże, byłem taki głupi, ale wtedy myślałem inaczej. Miałem się za młodego boga, a marnowałem życie. Wszystkie wypadki, wyrzucenia z domu, automaty, spanie po klatkach. To serio moje życie? Aż niewiarygodne”. – Dopiero teraz dotarło do mnie, co tak naprawdę się ze mną działo, ale też i zrozumiałem, jak wielkie szczęście miałem.

Monika Jagodzińska „Uzależniony. Droga do trzeźwości”

Nasz bohater sięgnął w końcu dna. Pozostał mu prosty wybór: stoczyć się już naprawdę do końca, albo spróbować zawalczyć o siebie i o swoje życie. Bardzo wielu będących w jego sytuacji ludzi nie ma tyle siły, Adam jednak podjął rękawicę rzuconą przez los i wykorzystał swoją szansę. Droga wiodąca ku normalności była długa i trudna, Adam jednak uparcie nią podążał – dzięki temu odzyskał nad swoim życiem kontrolę i właśnie dzięki temu poznajemy go w chwili, gdy stanie za chwilę na ślubnym kobiercu.

Całym sobą czułem zmianę. Rzeczą ludzką jest, że podczas doby w wieży, gdzie wcześniejszą noc miałem zarwaną, usnąłem. I nawet sen umocnił mnie w przekonaniu, że zostawiłem tamto życie za sobą. Do tej pory zdarzało się, że śniła mi się bójka, ale wyprowadzane przeze mnie ciosy nie przynosiły żadnych efektów. Byłem pokonywany. Byłem gorszy. Byłem słaby. Teraz po raz pierwszy to ja stałem nad przeciwnikiem. Pokonałem go. Pokonałem swoje słabości i nałóg. Moje ciosy, tudzież moja terapia, zaczęły przynosić efekty.

Monika Jagodzińska „Uzależniony. Droga do trzeźwości”

„Uzależnienie…” porusza szalenie trudne tematy, jednak jest opowieścią naprawdę godną uwagi. Mało kto idzie tropem Moniki Jagodzińskiej i pisze w tak trafiający do wyobraźni sposób  o granicach bólu, o wytrzymałości oraz o odwadze pozostawania szczerym w stosunku do samego siebie. Wychodzenie na życiową prostą zawsze wymaga takiej szczerości – pamiętajmy, że kłamstwo już na samym początku drogi nie przyniesie nam nic dobrego, a samej drodze nie wróży osiągnięcia celu przeznaczenia.

Udawałem czystego, brudząc się nieustannie.

Monika Jagodzińska „Uzależniony. Droga do trzeźwości”

Czynniki destrukcyjne zmuszają nas do walki o samego siebie wpływając na nas z zewnątrz. Istnieją jednak również i takie, które niszczą nas od środka – co zrobić, kiedy naszym wrogiem staje się nasza własna głowa oraz to, co się w niej dzieje? Do bólu szczerze oraz w sposób wymagający ogromnej odwagi problem ten opisała w swoich książkach Anka Mrówczyńska.

Autobiograficzne książki o borderline http://www.psychoskok.pl/aktualnosci/autobiograficzne-ksiazki-o-borderline/

Autorka zmaga się, na co dzień z problemami, które nieustannie spychają ją ku krawędzi destrukcji. Cierpiąc na borderline Anka przez olbrzymią część czasu zmaga się z samą sobą oraz z pragnieniem zakończenia własnej egzystencji. Rozważa przy tym wszystkie opcje, w tym te najbardziej drastyczne – samobójcze.

W tej chorej walce z samą sobą, stanęłam po złej stronie. Zamiast przezwyciężać słabości – niszczę siebie, z wściekłą irytacją opluwam swoje imię, z bezsilną rezygnacją zabijam w sobie resztki człowieka. Stanęłam po złej stronie – sama sobie jestem wrogiem…

Anka Mrówczyńska „Młody bóg z pętlą na szyi. Samobójstwo na raty”

Problemy natury emocjonalnej i psychicznej są dla Anki czymś, co nie pozwala jej ruszyć naprzód. Hamują ją one i sprawiają, że zamiast kierować własne talenty i zdolności w stronę kreatywnego tworzenia czegoś dobrego Anka musi walczyć o to, żeby w ogóle istnieć. I dzieje się tak każdego dnia. To straszna, dramatyczna wręcz perspektywa… Taka perspektywa jest jednak udziałem wielu ludzi. Cierpią oni najczęściej w zaciszu swych domów, takie sprawy są, bowiem wciąż tematem tabu. Efekt? Samotna walka o własne istnienie, toczona najczęściej w samotności i w pojedynkę…

Boję się, że się zabiję. Tydzień temu próbowałam. W piątek planowałam. Wczoraj znów próbowałam. Chcę umrzeć. Nie chcę umierać. Boję się, że się zabiję proszę pana.

Anka Mrówczyńska „Młody bóg z pętlą na szyi. Psychiatryk”

To, że Anka się nie poddaje i że walczy wynika z tego, że w ostatecznym rozrachunku nie została ona jednak pozostawiona samej sobie. Zawsze byli przy niej ludzie, którzy chcieli jej pomóc – a i ona sama miała odwagę przezwyciężyć własne opory i poprosiła o tę pomoc. Dlatego w walce o samego siebie oraz podczas procesu pokonywania własnych słabości tak ważne jest to, aby nie być samym. Tony emocji zawarte w książkach Anki Mrówczyńskiej pokazują – obok ukazania mechanizmu rozpaczy i destrukcji miotających człowiekiem – ile dla człowieka znaczy i ile znaczyć może nadzieja. A także drugi człowiek, który wyciąga do nas pomocną dłoń.

Co jeszcze możemy zrobić, aby pomóc sobie w walce z własnymi słabościami? Na pewno warto jest robić tutaj coś, co zajmie naszą głowę i ciało czymś innym. Bardzo dobrym pomysłem jest wszelka aktywność fizyczna – naukowo udowodnionym faktem jest, iż zdrowe zmęczenie fizyczne wpływa pozytywnie na nasz stan emocjonalny.

Książki o kulturystyce i innych sportach http://www.psychoskok.pl/aktualnosci/ksiazki-o-kulturystyce-i-innych-sportach/

Ciekawym pomysłem na pewno może być w tym świetle pójście na siłownię. Może nawet kulturystyka? Skoro już o tym mowa, to warto – w kontekście omawianego tematu – zajrzeć do książki „Sztuka umierania” autorstwa Andrzeja Sitarka. Autor na bardzo wiele do powiedzenia zarówno o zbawiennym wpływie aktywności fizycznej, jak również na temat zmagania się z własnymi słabościami: nie tylko na sali treningowej, ale także w codziennym życiu.

Słuchanie swojego ciała to właściwe postępowanie, mimo to trenuj, kiedy jesteś zmęczony, niech twoje ciało nauczy się regenerować szybciej. Ciągłe przechodzenie samego siebie jest kluczem do rozwoju, a twoje samopoczucie jest zależne od twoich myśli.

Andrzej Sitarek „Sztuka umierania”

Można nie traktować tego poważnie, jednak sport i życie mają ze sobą bardzo wiele wspólnego. Zwłaszcza na płaszczyźnie odnoszonych zwycięstw i ponoszonych porażek. Jedne i drugie są nam nieodzowne; w jednych i w drugich musimy zmagać się zawsze nie z kim innym, tylko z samym sobą.

Prawdziwe zwycięstwa to nie tylko te na turniejach. Zwyciężać każdego dnia z samym sobą, ze słabościami, myślami, mową i uczynkami, to prawdziwe zwycięstwo.

Andrzej Sitarek „Sztuka umierania”

Walczyć o siebie trzeba zawsze. Niezależnie od tego, co się dzieje – inaczej przegramy to, co jest dla nas najważniejsze… A nikt z nas tego nie chce, prawa? Zabrzmi to może banalnie, ale po prostu się nie poddawajmy; nieważne, czy gnębi nas coś o naturze zewnętrznej, czy też coś, co siedzi i rozrasta się w naszych głowach. Walczmy. Zbierzmy siły, skorzystajmy z pomocy innych i pokonajmy nasze słabości. Możemy to zrobić nawet, jeśli wydaje nam się to bardzo trudne – dokładnie w taki sam sposób, w jaki możemy pokonać worek treningowy na sali gimnastycznej. I pamiętajmy, że zawsze jest nadzieja na zwycięstwo. Nie ma sytuacji beznadziejnych, są tylko beznadziejne rozwiązania. Nie bójmy się więc poszukać tych właściwych.